Jestem ciekaw waszego zdania na temat podobieństw pomiędzy motylarzami, a innymi hobbystami parającymi się uśmiercaniem czegoś.
Każdy chyba zgodzi się ze mną, jeżeli powiem, że emocje związane z walką z rybą szarpiąco się na haczyku, a pogonią za narowistym motylem są na podobnym poziomie, z tym, że my wobec motyle jesteśmy bardziej fair, gdyż nie używamy czegoś, co zmuszałoby motyla do poddania się naszej woli, np. żyłki.
Jesteś również podobni do myśliwych, z tą różnicą, że oni starannie monitorują liczbę zwierzyny łownej i przestrzegają okresów ochronnych (co tak naprawdę robi również każdy prawdziwy motylarz).
Mimo to nasze poczynania wzbudzają więcej kontrowersji, niż jakiegokolwiek wędkarza, czy myśliwego. Oczywiście my nie jemy swych trofeów (może nie do końca, gdyż w Chinach, bądź Japonii je się owady, w tym poczwarki jedwabników- podobno pyszne), lecz inni łowcy też nie mają potrzeby polować, gdyż tego, kogo stać na wędkę lub strzelbę z pewnością stać również na jedzenie, a półki sklepów rybnych uginają się wprost od ryb, bardziej bądź też mniej świeżych. Reasumując i my, ludzie, którzy pragniemy rzetelnej wiedzy należymy do elitarnej grupy łowców, z tym, że nam nierzadko zależy na dobru motyli bardziej niż wędkarzom na dobru ryb.
To takie małe rozruszanie, zarówno dla fotografów jak i dla innych, przed sezonem.
Zapraszam do dyskusji i nam nadzieje, że pan Sławomir Kuczkowski nie będzie miał mi za złe, że po raz wtóry porusze ten temat, który nie ma rozwiązania(na tym forum jakoś tak nic się teraz nie dzieje, nikt nie pisze, ani nic, ciekawe, czemu? ).
Ja nie odczuwam emocji zabijając zwierzęta, a widok myśliwskich trofeów, całych ścian wypełnionych czaszkami i innymi częściami ciała zwierząt mnie przeraża...
Rozumiem, że niektórym sprawia to przyjemność, jeden kolekcjonuje karty telefoniczne a inny jeździ na polowania, jednak osobiście nie popieram myślistwa i zabijania dla "przyjemności". Kiedyś ludzie chodzili na polowania bo nie mieli co jeść, dziś można zapolować na promocję w sklepie.
Nawet zabijanie dla celów badawczych jest czasem kontrowersyjne bo w erze technologii nie koniecznie trzeba mieć gablotę z 150 okazami tego samego gatunku tylko dla wykazania jaką zmiennością się charakteryzuje, może równie dobrze robić zdjęcia.
Trochę ironicznie to brzmi, by chronić trzeba zabić, kiedyś pojechali chronić słonie morskie i wybili jedną z ostatnich populacji żeby w muzeum mieć dowód istnienia takiego gatunku...
Jednak nie zaprzeczam że zabijanie często jest koniecznie, jednak powinniśmy się ograniczyć do minimum.
Popieram cię rękami i nogami SiejeOwies, lecz nie chodzi o to by króliczka złapać, lecz by go gonić Z tym, że zabijanie 150 motyli tego samego gatunku jest wredne masz racje, moim zdaniem jak zabijać to z umiarem 1-2 osobniki tego samego gatunku. Niestety jesteś nieco niesprawiedliwy, gdyż w opryskach ginie o wiele więcej motyli, niż my "utrwalamy". Oczywiście rolnik robi to w trosce o... plony i zdrowie roślin ozdobnych, to nic, że czasem ilość gąsienic jest na tyle mała, że pozostawienie ich samym sobie nie zaszkodzi zdrowiu drzewka itp., lecz ogrodnik musi spryskać dla zasady
Stosowanie środków owadobójczych to już inna sprawa.
Zawsze można zastosować jakieś alternatywy np. wprowadzając drapieżnika żywiącego się szkodnikami, ale to trzeba najpierw przetestować czy nie będzie miało wpływu na inne gatunki. Ale ten sposób jest już stosowany.
Kiedyś oglądałem program i był tam przedstawiony problem w Disneylandzie w Paryżu gdyż nie mogli spryskiwać kwiatów środkami chemicznymi ze względu na dzieci, więc poszli po alternatywy;)
A co do pogoni za motylem, żeby go zabić najpierw trzeba go złapać. A przy zastosowaniu dobrych siatek można zrobić dokładne zdjęcia.
http://tiny.pl/l9td
Zainteresowanie grupą: Motyle dzienne i niektóre macro
Wiek: 73 Dołączył: 05 Sie 2005 Posty: 2126 Skąd: Kaczyce
Wysłany: 2008-02-05, 22:39
Już kiedyś o tym pisałem na tym forum, ale przypomnę. Zarejestrowanych myśliwych w Polsce jest ponad 100 tys. Wedkarzy, jak podejrzewam jeszcze więcej. A entomologów kilkuset - i nie wszyscy łowią owady. Dodajmy do tego, że sarna np. ma 1-2 młode w roku, a owad może mieć kilkaset w jednym pokoleniu. Gdyby nie ptaki owadożerne, to owady już dawno postawiłyby nas w sytuacji totalnej klęski głodu. Oczywiście nijak się to ma do problemu zabijania jako takiego. Jednym sprawia przyjemność łowienie owadów, innym nie, i trudno o tym dyskutować. Jak ktoś nie lubi, to je (owady) fotografuje, i uważam to za całkiem naturalne. Krzysiek pisze:
Cytat:
zabijanie często jest koniecznie, jednak powinniśmy się ograniczyć do minimum
Racja. Ale miałem kiedyś taki przypadek: złapałem samiczkę brudnicy nieparki. Zniosła mi ponad 100 jaj. W hodowli uzyskałem prawie 100% motyli. I co miałem z nimi zrobić? Wypuścić takiego szkodnika w przyrodę? Co wy byście zrobili?
Ja, przyznam się, wszystkie uśpiłem, choć do kolekcji potrzebowałem kilka okazów. I nie robiłem tego z przyjemnością...
Parę miesięcy temu była dyskusja na temat zabijania;)
A co do brudnicy, można było pojechać z gąsienicami na ryby
Tutaj dyskusję można prowadzić w nieskończoność. Czy zabijać czy fotografować, czy wyniszczać z natury "szkodniki", czy pozostawić jak jest, czym truć itd itp.
Wg mnie jeśli jest możliwość niezabijania, to trzeba to wykorzystać.
Shadow
Zainteresowanie grupą: Motyle dzienne i ćmy też
Wiek: 41 Dołączył: 28 Lip 2007 Posty: 207 Skąd: Warszawa/Piaseczno
Wysłany: 2008-02-06, 09:45
Ja nawiążę trochę do emocji z łowów, bo to też poruszał myst. Nie wiem jak to jest u innych, ale poganianie z siatką po łące, złapanie jakiegoś motyla po wytrwałym podchodzeniu, albo sprincie przez chaszcze sprawia mi nielichą satysfakcję. Tym bardziej, że przy moich obecnych umiejętnościach bardzo często muszę motyla złapać, żeby stwierdzić co to za jeden. A potem zwykle wypuszczam, bo to nie o zabicie chodzi przecież.
Polowanie sprawia mi wielką radochę - te emocje przy podchodzeniu, łapaniu czy nawet szperaniu po jakichś zaroślach nie dają się z niczym porównać. Zabijanie natomiast jest najgorszą stroną owadziarstwa, no ale to aż nadto oczywiste.
A propos brudnicy; kiedyś też miałam nadmiar nieparki z hodowli - co prawda nie setkę, tylko sporo mniej, dlatego zostały wypuszczone. Na szczęście nie zanotowałam do tej pory plagi w mojej okolicy
Wg mnie jeśli jest możliwość niezabijania, to trzeba to wykorzystać.
A miałeś ty kiedy w domku komara lub jakąś wyjątkowo natrętną muchę? I co, złapałeś pasożyta do słoiczka i zwróciłeś mu wolność?
SiejeOwies napisał/a:
A co do brudnicy, można było pojechać z gąsienicami na ryby
Chyba nie myślisz o nabijaniu żywej gąsieniczki na haczyk i topieniu w wodzie. To takie okrutne ileż ona namęczy się przed końcem swego żywota, a jak coś się złowi to kolejna okazja do zabicia sobie ryba.
Cieszę się, że dyskusja się rozkręciła i mam nadzieje, że wiosenna aura utrzyma się do marca. W tym roku zima zprzykszyła mi się od pierwszych chwil, więc gdy zobaczyłem muchę, którą uznałem za pierwszą doznałem euforii i zrobiłem jej nawet zdjęcie.
Jak już wspomniałem temat zabijania czegokolwiek zawsze będzie budził kontrowersje, dlatego też jest umieszczony w podforum "ogólnym", gdyż służy jedynie do wyrażenia swego zdania, nie zaś do ustalenia jakichś wspólnych wniosków. Pozdrawiam wszystkich!
No chyba że jest środek nocy i głośne bzyczenie delikwenta nie daje mi zasnąć. Wtedy nie ma przebacz
popieram!!!!
Kiedyś jak byłem młodszy w środku nocy zaatakował mnie świerszcz Wtedy się przestraszyłem ale też mnie zastanawiało, jak mógł się dostać na 3 piętro wieżowca
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum